Joanna Lipiec

Coach rodziców dzieci wysokowrażliwych

 

Pomagam rodzicom zrozumieć i zaakceptować wysoką wrażliwość ich dzieci, by ukształtowały swoją indywidualność i uwierzyły w siebie

“Wierzę, że Wszechświat zsyła na Ziemię Anioły w postaci Dzieci Wysoko Wrażliwych, które mają swoją misję do wypełnienia”

Moja historia

Nazywam się Joanna Lipiec.

Na co dzień postrzegana jako zdystansowana pani od matematyki. Dopiero przy bliższym poznaniu ludzie zauważają u mnie takie cechy jak empatia, zrozumienie, chęć pomocy innym, dbałość o relacje. Odkąd pamiętam chciałam być perfekcyjnym rodzicem. Kiedy urodził się Kacper – mój pierwszy syn, przeczytałam mnóstwo poradników dotyczących pielęgnacji i karmienia niemowląt. Po 6 miesiącach straciłam pokarm, co było reakcją na stres wywołaną tym, że mój syn dostał inne jedzenie niż to, które miałam przewidziane w rozszerzaniu jego diety. Na szczęście moja determinacja pozwoliła mi, by dalej cieszyć się karmieniem piersią. Jednak wciąż wszystko musiałam mieć pod kontrolą. Przecież dążyłam do tego by być idealną mamą. Po roku ponownie zaszłam w ciążę. Kompleksy narastały „Co ludzie powiedzą?”. To pytanie bardzo długo było zakotwiczone w mojej głowie.

I wtedy urodził się Mateusz.

Od początku wiedziałam, że będzie inaczej. Już w ciąży bardzo szybko ustawił się głową w dół, gotowy do wyjścia. Po porodzie, o karmieniu co 3 godziny nie było mowy. Moje karmienie piersią trwało 24 godziny. Pierwsze próby chodzenia Mati podjął około roku. W momencie, gdy myślałam, że z impetem ruszy do przodu, okazało się, że na pierwsze kroki syna przyjdzie mi jeszcze poczekać kilka miesięcy. Był bardzo asekuracyjny i lękliwy. O rozszerzaniu diety nie było mowy. Najlepszy i jedyny pokarm to mleko mamy. 

Gdy Mateusz skończył rok po ponad miesięcznej diagnostyce trafił do szpitala z zapaleniem ucha. Tak właśnie chorował. Lekarze rozkładali ręce. Gorączkował przez 3 dni, a potem przychodziło cudowne ozdrowienie na jeden dzień i tak w kółko. W szpitalu nikt nie rozumiał, że potrzebuję łóżka dla dorosłego, bo Mati nigdy nie spał sam. Skończyło się spaniem na materacu na szpitalnej podłodze. Łóżeczko dziecięce stało puste.

W wieku 2 lat Mateusz poszedł do żłobka. Wciąż słyszę te zapewnienia, jak to dzieci szybko się adoptują i jak to będzie cudownie. U nas nigdy nie było. Przez cały rok Mati płakał codziennie rano. Nie wchodził w relacje z dorosłymi, mało też bawił się z innymi dziećmi. Zalecono konsultację z terapeutą Integracji Sensorycznej. Wstępna diagnoza wykazała zaburzenia, natomiast pełnej terapii mogłam oczekiwać dopiero za 4 lata (10 lat temu był inny poziom wiedzy na temat SI).

Wtedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że wychowywanie dzieci to nie tylko dbanie o ich rozwój, bezpieczeństwo i czynności związane z zaspokajaniem ich potrzeb, ale że to coś więcej…

Co prawda chodziłam wcześniej na warsztaty umiejętności wychowawczych dla małych dzieci, jednak Kacper nie był dzieckiem, aż tak wymagającym. Do tego doszła sytuacja okołorozwodowa. Wiedziałam, że muszę zrobić coś więcej, jednak nie bardzo wiedziałam co. Adaptacja w przedszkolu przeszła nad wyraz dobrze. Chłopcy chodzili do tego samego przedszkola. W tym czasie swoją uwagę skoncentrowałam na Kacprze, który w związku z zaistniałą sytuacją wszedł w rolę opiekuna młodszego brata. Niestety gdy Kacper poszedł do zerówki w szkole, koszmar Mateusza ze żłobka powrócił. Nie bardzo było wiadomo co się dzieje. Przedszkolanki za moimi plecami szeptały o problemach w domu. Nikt ze mną nie porozmawiał i nie poznał mojego punktu widzenia. A ja wciąż szukałam pomocy, zrozumienia. Chłopcy uczęszczali na terapię integracji sensorycznej, ale w przeciwieństwie do Kacpra, gdzie efekty były widoczne gołym okiem, u Mateusza niewiele się zmieniało.

Dzień zaczynał się od płaczu, bo wszystkie ubranka „przeszkadzały”.

Nic nie dawało wieczorne wybieranie ubrań, rano i tak było inaczej. Sytuacja wciąż była nieprzewidywalna, co powodowało, że czułam coraz większe napięcie. W szkole doszedł hałas i presja czasu. Zaczęły się somatyczne bóle brzucha. W tamtym momencie nie wiem kto był bardziej bezradny – ja czy psychologowie. Tak naprawdę to nikt nie widział problemu w zachowaniu syna. Stałam się w oczach otoczenia nadopiekuńczą matką, która jest rzecznikiem swojego dziecka. Ze wszystkich stron słyszałam, że mówię o innym dziecku niż to, które widzi wychowawczyni czy ojciec.

Nikt nie umiał mi pomóc.

Najwięcej zrozumienia uzyskałam podczas terapii Stymulacji Polimodalnej Percepcji Słuchu (SPPS). Tam nikt mi nie mówił, że jest za wcześnie by rozmawiać z dziećmi o emocjach. Uzyskałam też wsparcie i potwierdzenie, że chłopcy są zdrowi. Między czasie ukończyłam kurs „Trenera Umiejętności Wychowawczych” i trafiłam na spotkanie z Agnieszką Stein opowiadającą o książce „Wysoko wrażliwe dziecko” Elaine Aron.

I to był strzał w dziesiątkę.

W teście umieszczonym w książce, Mateusz uzyskał 20/23 punkty. Już nie miałam wątpliwości, Mateusz jest dzieckiem wysoko wrażliwym. Wszystko co do tej pory robiłam intuicyjnie okazało się być jak najbardziej ok.

Zauważyłam wrażliwość Kacpra i mojego ojca. Mama po 40 latach małżeństwa z większym zrozumieniem i akceptacją spojrzała na ojca. Wiedza, którą uzyskałam podczas kursu Gosi Stańczyk „Wysoko wrażliwe dzieci”, oraz po przeczytaniu książki Thomasa Boyce „Dziecko orchidea czy mlecz” pozwoliła mi zaopiekować się sobą.

Do tej pory wszystko kręciło się wokół Mateusza, a moje potrzeby… Nie było moich potrzeb! Postanowiłam podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi rodzicami, by ich ścieżka w wychowywaniu dzieci wysoko wrażliwych była mniej kręta niż moja.

Pomagam rodzicom zrozumieć i zaakceptować wysoką wrażliwość ich dzieci, by ukształtowały swoją indywidualność i uwierzyły w siebie. Wspieram ich, by w trudach dnia codziennego zaopiekowali się sobą. Wierzę, że Wszechświat zsyła na Ziemię Anioły w postaci Dzieci Wysoko Wrażliwych, które mają misję do wypełnienia.

„Obyś został pobłogosławiony dzieckiem…

Które ci się przeciwstawia,
abyś mógł nauczyć się odpuszczać kontrolę

Które cię nie słucha,
abyś to ty mógł nauczyć się słuchać

Które uwielbia się ociągać,
abyś poznał piękno spokoju

Które gubi różne rzeczy,
abyś nauczył się rezygnować z przywiązania

Które jest bardzo wrażliwe,
abyś nauczył się stabilności

Które jest nieuważne,
abyś nauczył się koncentrować

Które ośmiela się buntować,
abyś nauczył się myśleć niekonwencjonalnie

Które się boi,
abyś nauczył się ufać wszechświatowi

Obyś został pobłogosławiony dzieckiem…
Które nauczy cię,
że nigdy nie chodzi o nie,
lecz zawsze o CIEBIE”.

Shefali Tsabary

„Jeśli Anioł już ukształtuje swoją indywidualność i nabierze wiary w siebie, może stać się pięknym człowiekiem. Wtedy wykonuje to, do czego został powołany przez Boga. Szerzy światło, podnosi wibrację tego świata, inspiruje, wyraża swoją miłość na różne formy” – Ziemskie Anioły

Chcesz o coś zapytać?
Napisz do mnie!